piątek, 21 lutego 2020

Colleen Hoover i Remigiusz Mróz, czyli ze skrajności w skrajność :)


Hej 😊

Dziś chciałam podzielić się z Wami opiniami o dwóch ostatnio przeczytanych książkach, czyli "Maybe now. Maybe not" Colleen Hoover i "Listy zza grobu" Remigiusza Mroza. Jak widzicie w lutym sięgam po różne gatunki, ale tylko te które lubię, co skutkuje naprawdę pozytywnymi czytelniczymi wrażeniami. Pomimo drobnych mankamentów obydwie książki oceniłam wysoko (zarówno jedna jak i druga nie należą do najlepszych książek autorów, bo czytałam lepsze spod ich pióra, ale same w sobie nie są złe, bo zdarzało mi się czytać książki, których nie czytałam z taką przyjemnością). To tylko świadczy o tym, że zarówno Colleen Hoover jak i Remigiuszowi Mrozowi (choć to zupełnie dwa inne światy i dwa inne style) zawsze wysoko stawiam poprzeczkę.



1. Colleen Hoover - "Maybe now. Maybe not"



Zacznę od tego, że "Maybe now. Maybe not" to druga część cyklu "Maybe", który rozpoczyna książka "Maybe someday". Ciężko mi stwierdzić, czy trzeba czytać pierwszą część, żeby sięgnąć po tą - na pewno warto, by mieć ogólny pogląd odnośnie tego co wydarzyło się w życiu bohaterów, że powstała właśnie ta druga część, ale jeśli ktoś nie czytał "Maybe someday" to pewnie jakoś się odnajdzie w kontynuacji. Nie zmienia to faktu, że raczej zachęcam do tego, by najpierw przeczytać "Maybe someday", choćby tylko dlatego, że po prostu jest dużo lepsza niż kontynuacja i na pewno niesie za sobą większe emocje. No i nie jest tak cukierkowa jak "Maybe now. Maybe not". 

Celowo nie opisuję o czym jest "Maybe now. Maybe not" (dodam jedynie, że "Maybe not" to tak właściwie tylko krótkie opowiadanie poprzedzające "Maybe now").

Choć "Maybe someday" nie należy do moich ulubionych książek autorki, z przyjemnością przeczytałam tę kontynuację wieńczącą losy bohaterów, których poznaliśmy w poprzedniej części. Choć historia ma się skupić głównie na Maggie, sporo miejsca otrzymują także pozostali, czyli Ridge, Sydney, Warren i Bridgitte. Choć wiele rozwiązań przyjętych przez Colleen Hoover rzadko kiedy miałoby szansę tak pozytywnie spełnić się w rzeczywistości, to jednak była to przyjemna przygoda.

Dobroć bohaterów wylewa się z niemal każdej strony, czasem jest trochę za słodko a wspaniałomyślność i dobroduszność postaci potrafi nieco przytłoczyć, bo rzadko zdarzają się osoby aż tak wyrozumiałe i o wielkim sercu jak chociażby Sydney, ale mimo to nie sposób jej nie polubić. Jak zresztą każdego bohatera. Zła i wielkiej krzywdy tu raczej nie uświadczycie, więc to na pewno nie jest lektura dla tych, którzy lubią skrajne emocje, napięcie czy adrenalinę, bo tu ich po prostu nie ma - są tylko te dobre emocje jakie wypływają z miłości i przyjaźni. Powtarzam się, ale to naprawdę jedno wielkie skupisko dobra i wyrozumiałości, a przede wszystkim miłości.

Jako fanka Colleen Hoover jestem trochę zawiedziona tym, że książka nie zrobiła ze mną tego, co chociażby "Wszystkie nasze obietnice", "It ends with us" czy "Hopeless", które głęboko mnie dotknęły i poruszyły wrażliwe struny mojej duszy, niemniej jednak nie twierdzę, że to książka zła - po prostu taka właśnie w stylu "Maybe someday", bardziej dla fanów tegoż tytułu.


MOJA OCENA: 8/10



2. Remigiusz Mróz - "Listy zza grobu"

OPIS (lubimyczytac.pl) :

"Największe tajemnice drzemią w małych miasteczkach.

Dwadzieścia lat po śmierci ojca Kaja Burzyńska wciąż otrzymuje od niego wiadomości. Zadbał o to, przygotowując je zawczasu i zlecając coroczną wysyłkę tego samego, pozornie przypadkowego dnia. Po czasie Kaja traktuje to już jedynie jako zwyczajną tradycję – aż do momentu, gdy w listach zaczyna dostrzegać drugie dno…

Tymczasem do miasteczka po dwudziestu dwóch latach wraca Seweryn Zaorski. Patomorfolog i samotny ojciec dwójki dzieci kupuje zrujnowany dom rodzinny Kai i rozpoczyna remont. W zniszczonym garażu odnajduje zamurowaną skrytkę z materiałami, które rzucają nowe światło na sprawę sprzed dwóch dekad…"




Pierwsze co pomyślałam po skończeniu lektury, to że ta historia jest trochę nierówna. Kiedy zaczęłam ją czytać nie spodziewałam się, że ostatecznie tak szybko przez nią przebrnę. Początek nie wciągnął mnie na tyle, bym od razu chciała odkryć resztę, ale na szczęście po kilkudziesięciu stronach się to zmieniło. Niestety na kilkadziesiąt stron przed końcem uczucie znudzenia znów się pojawiło, a ja byłam już pewna jak to się wszystko skończy. No cóż, epilog pozamiatał wszystko a ja przekonałam się, że do Sherlocka jeszcze dużo mi brakuje. Nie ukrywam - czuję satysfakcję, że ostatecznie zostałam przechytrzona, bo w przeciwnym razie oceniłabym tę książkę nieco gorzej.

Z pewnością wielką zaletą książki są jej bohaterowie, zwłaszcza Seweryn Zaorski, patomorfolog, który z początkowo niewyjaśnionych do końca powodów powrócił do Żeromic - miasta swojej młodości. Właściwie trudno rozszyfrować nie tylko cel jego powrotu, ale też jego zamiary. Nie od razu wiadomo jaka jest jego rola w powieści, ale daje się poznać jako człowiek inteligentny, bystry, o specyficznym poczuciu humoru. Przede wszystkim zaś jego zachowanie jest na tyle tajemnicze, że czytelnik nie wie czy może mu zaufać. Przy nim Kaja Burzyńska - też istotna w całej historii bohaterka, choć już nie tak bardzo jak Zaorski - wypada raczej blado, można by rzec, że wręcz nijako. Nie odznacza się niczym szczególnym, nie budzi też żadnych głębszych emocji. A mimo to coś ich ze sobą łączy - zarówno niewyjaśnione sprawy z przeszłości, skomplikowana relacja, jak i wspólnie podjęta prywatna sprawa Kai - odkrycie dokąd zaprowadzą zostawione przez jej zmarłego ojca tajemnicze wskazówki. To właśnie ten ostatni aspekt jest najbardziej intrygujący w całej tej nieoczywistej historii. Nad kolejnymi tropami bohaterowie nieźle łamią sobie głowy, ale wszystko jest tak logicznie przemyślane, że nie ma tutaj mowy o jakimkolwiek naciąganiu czy nadinterpretacji w kwestii rozwiązywania zagadek.

Dokąd zaprowadzi bohaterów "Międzymorze" Żeromskiego? Co z tym wszystkim wspólnego mają cienie meduzy? Do jakiego odkrycia chciał doprowadzić córkę zmarły przed dwudziestoma laty Burzyński? Na te i wiele innych pytań zachęcam poszukać odpowiedzi w tej książce. Na pewno dla niejednego czytelnika lektura okaże się frapującą przygodą, po której nabierze ochoty na więcej. Ja na pewno sięgnę po kolejną część.


MOJA OCENA: 8/10



Jak widzicie obydwie książki otrzymały wysokie oceny, choć nie piałam nad nimi z zachwytu. Jednak oceniając jakąś książkę biorę pod uwagę nie tylko swoje osobiste odczucia (dyktowane w pewnym stopniu wygórowanymi oczekiwaniami względem jakiegoś autora i tym, czy tym razem książka była lepsza od poprzedniej powieści pisarza - wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia), ale po prostu porównuję dany tytuł z innymi książkami innych autorów tworzących w tym samym gatunku.









15 komentarzy:

  1. Czytałam po jednej książce obojga autorów. Do Hoover jeszcze kiedyś wrócę, choć chyba nie do tej konkretnej książki. Natomiast Mróz kompletnie nie przypadł mi do gustu
    Pozdrawiam
    https://subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Żadnej z tych książek nie czytałam. Ale do Mroza muszę wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię książki Colleen Hoover..."Maybe someday" wręcz uwielbiam 😍 więc "Maybe now. Maybe not" muszę nadrobić."Hopeless" - mnie nie urzekła, choć była ciekawa.
    Mroza nie czytuje...kryminały niezbyt mnie kuszą 😒

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że obie książki ci się podobały przy wysokich oczekiwaniach. Nie czytałam na razie pierwszej części "Maybe someday", ale może kiedyś ten cykl nadrobię.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  5. Od pani Colleen przeczytałam jedną książkę i jakoś mi nie przypadła do gustu, ale za to pan Remigiusz jak najbardziej mi się spodobał. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o Hoover to czytałam niewiele książek, jednak każda przeczytana okazała się bardzo dobra (jak wspomniane Hopeless).
    W przypadku Mroza sytuacja wygląda inaczej, bo czytałam już wiele jego książek i jestem zdecydowanie fanką. Jakoś tak mnie do siebie przyciąga :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Twórczość Remigiusza Mroza jest jeszcze przede mną, a książkę Colleen Hoover na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hoover dopiero przede mną, ale na Mroz ana razie nie mam ochoty ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Obie książki mam w planach. Choć Hoover niczego jeszcze nie czytałam 😊

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie miałam przyjemności czytać obu książek. Będę mieć je uwadze. :)
    Pozdrawiam serdecznie :)
    Nie oceniam po okładkach

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo lubię książki od Colleen Hoover, chociaż akurat Maybe Someday jeszcze nie czytałam, ale na pewno muszę niedługo nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Żadnej z tych książek nie czytałam, nawet dodam więcej nie przeczytałam żadnej książki tych autorów.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zbieram się do tego Mroza i zbieram i zebrać się nie mogę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie czytałam ani żadnej książki Hoover, ani Mroza. Chociaż Mroza gdzieś tam mam w kartonie i spokojnie sobie czeka, aż przyjdzie na niego czas. Zdecydowanie bliżej mi do Mroza, chociaż od kilku lat chcę też zacząć przygodę z książkami Colleen. Jak widać, jeszcze się w żadną nie zaopatrzyłam.

    Pozdrawiam,
    Karolina z TAMczytam

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku.
Bardzo się cieszę, że zainteresował Cię ten post. Gorąco zachęcam Cię do wyrażenia swojej opinii. Pozostaw tutaj ślad swojej obecności bym również mogła trafić do Twojego zakątka internetu :)